Tomasz Lelas

Partner, Portfolio Director

Z żoną łączy go zamiłowanie do podróży i sportu. Tomasz Lelas opowiada, jakie europejskie miasto wybrał na zaręczyny, dokąd wyjedzie, gdy zakończy się pandemia i jaki ma patent na zdrowy sen.

fot. archiwum prywatne

Zwiedziliście już znaczącą część Europy. Które miasto pociąga Was najbardziej?

Tomasz Lelas: Na pewno Barcelona, która ma niepowtarzalny charakter. Bardzo podoba nam się Katalonia, styl życia jej mieszkańców, ich dążenie do niepodległości i poczucie wspólnoty. Barcelona to też zupełne przeciwieństwo Madrytu, który jest bardziej nowoczesny w kontekście urbanizacji. To również stadion Camp Nou i FC Barcelona, na meczach której wychowaliśmy się razem z bratem. Pamiętam jeszcze czasy sprzed Messiego i Iniesty, kiedy to drużyna ciągle dostawała po głowie. Pod Barceloną na wymianie studenckiej był mój brat, a więc i ja tu bywałem. Poza tym, to w tym mieście oświadczyłem się moje żonie – Ani.

Wszystko poszło zgodnie z planem?

TL: Nie do końca (śmiech), choć byłem bardzo dobrze przygotowany. Pierścionek dowiozły mi inne osoby, żeby się przypadkiem nie wydało, że mam go ze sobą. Jeszcze inne osoby pomagały mi w udekorowaniu hotelu. Ja jednak byłem tak zestresowany, że choć miałem wybranych kilka miejsc na oświadczyny, to gdy je zwiedzaliśmy, czułem się sparaliżowany i nie byłem w stanie klęknąć. Skutek był taki, że miałem się oświadczyć w pięknym parku przed południem, a zrobiłem to około g. 22 pod Sagradą Familią, czyli w miejscu, którego w ogóle nie uwzględniał mój plan (śmiech).

Warszawa to miasto ogromnie symboliczne. Poza tym skupia ludzi różnych wyznań i poglądów.

Na podróż poślubną też wybraliście Barcelonę?

TL: Ta jeszcze przed nami. Braliśmy ślub w kwietniu 2019 r., a podróż mieliśmy zaplanowaną na marzec 2020 r. Celem były Chiny. Niestety, wiadomo jaki był to czas. Nawet śmieję się, że koronawirus dał mi dodatkowy rok na wyrobienie paszportu, którego nadal nie mam. Gdy tylko sytuacja związana z pandemią się uspokoi, będziemy próbowali nadrobić zaległości.

Podróżowanie po świecie przez długi czas było – a w niektórych przypadkach nadal jest – mocno utrudnione. Bez problemu udało Wam się przetrzymać ten okres?

TL: Nasi znajomi mają domki w różnych częściach Polski - na Mazurach, nad morzem – i to tam jeździliśmy w minionym roku. Ale byłoby nie fair, gdybym nie powiedział, że moim drugim ukochanym miastem jest Warszawa. Choć nie jestem Warszawiakiem z urodzenia, bo pochodzę z Sosnowca, bardzo cenię stolicę za wytrwałość, potęgę historyczną, za to, co przeszła i jak się odbudowała. Za okres międzywojenny. Warszawa to miasto ogromnie symboliczne. Poza tym skupia ludzi różnych wyznań i poglądów. Taka kiedyś była Polska. Bardzo lubię o tym czytać w książkach historycznych.

Obstawiałabym, że jesteś umysłem ścisłym, a tu jednak humanista?

TL: Ciekawe pytanie, nikt mi go nigdy nie zadał wprost. Wśród rodziny i znajomych uchodziłem za człowieka o dosyć szerokich horyzontach i szerokiej wiedzy ogólnej. Na pewnym etapie życia stwierdziłem jednak, że chciałbym wejść głębiej w finanse, dlatego zacząłem je studiować w warszawskiej Szkole Głównej Handlowej. Ale duch humanisty we mnie pozostał. Nawet mogę powiedzieć, że humanista przeważa we mnie, jeśli chodzi o sferę mentalną. Jeśli zaś weźmiemy pod uwagę kwestie związane z życiem zawodowym, i tym, co daje mi umysł, to są to finanse.

W naszym przypadku nie chodzi o to, by pojechać na włoską plażę i leżeć z drinkiem. Preferujemy aktywny wypoczynek, łącznie z górami, po których uwielbiamy chodzić.

Wracając do wyjazdów zagranicznych, organizujecie je na własną rękę, czy korzystacie z pomocy biur podróży?

TL: Samodzielnie. W ten sposób zwiedziliśmy m.in. Grecję, Hiszpanię, Francję, Włochy, Wyspy Brytyjskie, Niemcy, Słowację, Czechy, Węgry. W naszym przypadku nie chodzi o to, by pojechać na włoską plażę i leżeć z drinkiem. Preferujemy aktywny wypoczynek, łącznie z górami, po których uwielbiamy chodzić. Robimy po kilkadziesiąt kilometrów dziennie, w zależności od pogody i tego, czy czujemy na siłach. Takie wyjazdy sprawiają nam ogromną frajdę, choć wracamy z nich zawsze bardzo zmęczeni.
Oboje jesteśmy pasjonatami sportu. Ja kiedyś grałem w drużynach piłkarskich, a sport pozwalał mi osiągać założone cele, motywował do działania. Niestety ze względów zdrowotnych nie mogę grać w piłkę. Dlatego pozostało mi bieganie i wszelkie formy rekreacji basenowej, w tym saunowanie. Moja żona natomiast założyła szkołę tańca pole dance, prowadzi również zajęcia ze stretchingu.

Ćwiczycie razem?

TL: Kilka razy próbowaliśmy, ale to się nie sprawdza. Nie lubię biegać z kimś. Biegnę swoim tempem. Kiedy mam potrzebę przyspieszyć, to przyspieszam, a kiedy zwolnić – zwalniam. Nie lubię rozmów podczas aktywności sportowych, ponieważ koncentruję się wyłącznie na tym, co mam do zrobienia. Bieg jest też dla mnie czasem na przemyślenie rzeczy, które mi nie wychodzą albo które są dla mnie ważne. Daje nie tylko satysfakcję, ale i ogromny zastrzyk energii. Bardzo pozytywnie wpływa również na sen i jest odskocznią od codzienności. Przebiegam minimum 10 km co dwa dni. Po takim wysiłku powinno się wrócić do domu około g. 20, co najmniej dwie godziny przed snem. Powód jest prosty – krótko po uderzeniu zmęczenia, dochodzi do wybuchu pozytywnej energii, która też utrudnia zasypianie. Ważne jest też chodzenie spać o tej samej porze – najlepiej między 22, a 23.30. Po jakimś czasie będziemy zasypiali i budzili się rano w tej samej pozycji, a sen stanie się czymś wspaniałym.

W życiu zawsze miałem tak, że albo się tylko uczyłem, albo tylko bawiłem. Teraz robię obie te rzeczy jednocześnie.

Wspominałeś też, że pływasz. Jak sobie radziłeś w czasie, gdy baseny były zamknięte?

TL: Nie odczułem tego aż tak bardzo, bo akurat wtedy martwiło mnie coś innego. Pod koniec lutego moja żona otworzyła drugi oddział szkoły tańca i niemal od razu – ze względu na COVID-19 – musiała go zamknąć. Obawiałem się dużych kosztów, poza tym żona jest bardzo aktywną osobą, tymczasem pandemia zmusił ją do siedzenia w domu przez długi czas. Ostatecznie wszystko się ułożyło, a Ania wróciła do pracy, zaczęła też organizować live’y stretchingowe na Facebooku. Ogólnie - zakładając swoją działalność – żona bardzo mi zaimponowała, bo – choć wiele osób było temu przeciwnych – ona pokazała, że da się to zrobić z powodzeniem. Wtedy coś we mnie pękło i stałem się bardziej pokornym człowiekiem. Pycha i poczucie bycia najmądrzejszym natychmiast się ulotniły. Dzięki żonie zdecydowałem się też zmienić pracę. Cały czas czegoś się od niej uczę.

To najlepszy okres w Twoim życiu?

TL: Zdecydowanie. W życiu zawsze miałem tak, że albo się tylko uczyłem, albo tylko bawiłem. Teraz robię obie te rzeczy jednocześnie. Podobają mi się wyzwania, przez które przechodzimy razem z żoną. To jest też bardzo dobry czas dla mnie pod względem zawodowym. Poznaję ciekawym ludzi, którzy poszerzają moje horyzonty.

Czego Ci życzyć, Tomku?

TL: Spełnienia planów, które założyliśmy sobie na ten rok i spokoju, którym cechuje się moja żona w podejmowaniu decyzji, a którego mnie ciągle brakuje.

A jakich kierunków podróży, oczywiście poza Chinami?

TL: Bardzo chciałbym polecieć do Australii, usiąść na plaży w Brazylii i stanąć na Wall Street - zobaczyć cień, do którego nie dociera słońce.

Przeczytaj też:

Mateusz Marczak

Partner Zarządzający Departamentem Rozwoju Relacji Portfolio Director

czytaj więcej

Patryk Lemieszek

Partner Portfolio Director

czytaj więcej

Andrzej Radke

Partner Portfolio Director

czytaj więcej